wtorek, 12 lipca 2011

Na bardzo szybko z Roth.

Było bardzo ciężko ... pierwszy raz zawody na dystansie ironman objawiły
się z taką mocą. Nie było formy, więc wszystko szło z psychiki - bo jak
noga podaje, to wszystko łatwo idzie, a jak forma zła, to wszystko
przeszkadza.




Pływanie na lajcie. Na rowerze na samym początku zgubiłem bidon z przodu
(dość ważna pomoc) i przesadziłem na pierwszym 90km kółku - później
złapałem doła i ledwo co dowlokłem się do mety rowerowej. Trasa wbrew
zapowiedziom, była dobrze odmierzona.

Bieg - masakra, wypompowałem się na rowerze i nie było z czego pobiec. Po
pierwszych 10km miałem zamiar przejść całą trasę, bo aż tak było źle. Ale
przypomniałem sobie słowa Zbyszka Mazurczyka, który mówił, że maraton na
IM to psychika. Nie mogłem znaleźć w sobie motywacji do biegania, udało mi
się ją w końcu znaleźć i dowlekłem się na metę. Byłem na 100% pewien, że
będzie powyżej 4 godzin, ale udało mi się ostatnimi kilkoma kilometrami w
których leciałem powyżej 12km/h uczknąć kilkanaście sekund, może
kilkadziesiąt, które w rezultacie pozwoliły mi złamać te przeklęte 4
godziny.

Dokładnie wszystko napiszę wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz