niedziela, 16 stycznia 2011

Numery mojego życia


Zdziwiłem się jak bardzo przywiązuję się do różnych rzeczy. Najlepszym tego przykładem są linie autobusowe i tramwajowe. Towarzyszą mi od momentu kiedy w 1998 sprowadziłem się do Warszawy.

 Na początku były to tramwaje, którymi jeździłem na gapę ze szkoły do domu. Numerów nie pamiętam. Szkoła w trakcie trwania roku szkolnego zmieniła siedzibę i wracałem autobusem linii 156. Mój pierwszy autobus. Nie jechał optymalnie, bo robił wielkie kółko w okolicach Bródna. Mój pierwszy autobus, którego trasa była znacznie dłuższa, niż moja jazda. Poznałem jego jedną pętlę, ale nigdy na niej nie byłem. Druga ... wciąż pozostaje nie odkrytą tajemnicą. Linia 156 wciąż wracała. Jeździłem nią czasami na zajęcia Taekwon-do, ale chyba nic więcej. Niestety do tej pory czasami zdarza się ujrzeć starego Ikarusa na linii 156. Z tą linią jest trochę jak z pierwszą dziewczyną: niby nie najładniejsza, twój przystanek nie był ani pierwszy, ani ostatni, ale jednak jakiś sentyment pozostaje.

Kolejny, to już wielka miłość. 160. Jeździł przez starówkę do centrum. Jako jedna z pierwszych linii w Warszawie był całkowicie niskopodłogowy - wymuskane Neoplany. Czułem się jak elita, może dlatego że nie używałem go zbyt często - podjeżdżał pod Zachętę, no ale ile razy można było w niej się pojawiać? raz na dwa tygodnie? Pomimo tej cudownej otoczki nowoczesności, która wkraczała w warszawskie życie, ta linia jest jakoś przykra - w linii tego autobusu rzuciła mnie dziewczyna i dowiedziałem się o chorobie Kaczmarskiego. Z drugiej strony może właśnie to nienasycenie sprawia, że traktuję tę linię z takim sentymentem.

512 to autobus o zasięgu tak wielkim, że chyba tylko raz przejechałem nim z pętli do pętli. Podobnie jak 160 jeździł do centrum, ale miał przewagę nad 160 - szybszą trasę. Zmian trasy tej linii było tyle ... ale ja pamiętam wszystkie. Zadziwiające, że prawie zawsze mogłem nim dojechać do pracy, niezależnie gdzie pracowałem i gdzie mieszkałem. Nawet teraz, kiedy mieszkam z dala od miejsca gdzie się poznaliśmy, ludzie z ZTMu poprowadzili mi 512 pod oknami, zupełnie tak samo jak na Zaciszu. Jestem chyba z tą linią związany na dobre i na złe. 

718 dojeżdżał do Marek. W tym autobusie poznałem nowy wymiar tłoku. Nienawidziłem. Autobusu, Marek, mieszkania z dala od cywilizacji, ale jakiś sentyment pozostał, w końcu spędziliśmy ze sobą kilka ładnych godzin.



Oprócz tych kilku miłości, były także mniejsze romanse - 517 - bardzo szybki dojazd do centrum, 146 - dojazd do przeklętej firmy raz w tygodniu, 145 - zawsze jeździł obok mnie, dojazd do Rembertowa z Zacisza, linia tramwajowa 26, trio 500, 127, 169 które dowoziło mnie do liceum. 

Obecnie w użyciu jest 521 - z rzadka dojeżdżam nim do pracy, absolutny brak sentymentu i tramwaj 26. Nic ciekawego, krótka przygoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz