sobota, 18 lipca 2009

Sobotnia wygrana z upałem i melancholią

Witajcie,
dzisiaj z samego rana (jak co prawie każdą sobotę) wybrałem się na trening z kolarzami z ronda babka. Na treningu pojawili się także Lubomir i Fil z grupy IM2010 (Ironman 2010), którzy tak jak ja przygotowują się do Ironmana (serdeczne pozdrowienia zarówna dla nich, jak i dla całej grupy). Na treningu było sporo zrywów i nierównej jazdy, co akurat dzisiaj mi odpowiadało z racji tego, że najprawdopodobniej nie będę mógł pojawić się jutro. Łącznie przejechałem 91 km.

Absolutny gorąc najprawdopodobniej uszkodził moje komórki mózgowe i  po biegu niewiele myśląc (tak niezbyt dużo) założyłem buty do biegania i wybiegłem na 35 stopniowy gorąc. Po pierwszym kilometrze udało mi się namówić nogi do współpracy, do której nie były skore. Pierwszy kilometr pokonywałem w cieniu drzew. Później wybiegłem na słońce. Duszność i gorąc wcale nie pomagał w trzymaniu tempa, ale najważniejszy cel został osiągnięty tempo nie spadło poniżej 6 minut na kilometr. 6minut/km to tempo w którym zamierzam pobiec maraton w ironmanie. Jeśli bez wody i jedzenia jestem stanie wytrzymać utrzymać lepsze tempo, to cel ten może okazać się bardziej realny niż mi się wydaje. Przebiegłem ponad 6 km i wróciłem do domu w którym czekała zimna, wygazowana kola. Kola wbrew pozorom nie jest taka zła, po pierwsze zawiera sporo cukru, który należy uzupełnić (nieuzupełnienie cukru w ekstremalnych przypadkach może zakończyć się zapaścią - tak jak u ludzi z cukrzycą), oraz zawiera kofeinę, która pobudza organizm i nie pozwala mu zgasnąć.
Endorfiny i zmęczenie pozwoliły mi zapomnieć o wczorajszej stracie. Więc nie będę się teraz rozpisywał o wspaniałym filozofie.


Za chwilę idę spotkać się ze swoją byłą kobietą swojego życia. Powiem Wam w zaufaniu (choć i Ona pewnie to przeczyta, ale Ona o tym wie), że  jest mi przykro, że nie wyszło. Pomimo naszych starań różnica charakterów była zbyt duża. Teraz Ola ma już nowego mężczyznę swojego życia, a ja staram się to zaakceptować, choć oczywiście życzę im (Oli i Tomkowi) wszystkiego najlepszego. (Ola jest na zdjęciu znad stawu podczas zawodów mojego pierwszego half-ironamna, ładna co?).
Później planuję odwiedzić Warszawską Operę Kameralną z Patrycją, która przyjedzie z Krakowa. Jak zwykle "Don Giovanni" będzie wspaniały. Później powłóczymy się po mieście i powspominamy dobre stare czasy. (Na zdjęciu  w trójkę od lewej: ja, mój przyjaciel Kraśny, moja przyjaciółka Patka).
Do zobaczenia,
Kuba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz